Z góry pod wodę i nadal mogę!
Ciężaru tony, a ja jak natchniony,
Przeciągam ten wózek obciążony,
Nie szukam dziur w całym same znajdą mnie.
I to czy będę tego chciał czy nie.
Skupiam się na ciszy, kto słyszy?
Kto pojmie teatr życia grany bez przerwy?
Jak przed rolą życia czujesz nerwy...
Przed szansą gdy stajesz jedyną,
Licząc, że traumy demony miną.
Ale one stale trwają tu...
Jakby nie zaznawały snu.
I nie ma się co dziwić, ust skręcać zdziwionych...
Wszak człowiek w naiwności swej niedościgniony.
Lecz żyć jakoś trzeba – trzymaj mój Los,
Staraj się złapać mnie i słysz mój głos.
Wszak nie odchodzę stoję nieruchomo,
Ale pod stopami coś trzęsie znajomo...
Jakoś ziemia rozchyla się w pół,
Chyba czas przyjdzie polecieć w dół.
A i tam rozprawię się z wszystkimi diabłami...
Wszak do stracenia nic nie mam poza słowami.